Jubileusz CZTERDZIESTEK


Czterdziestka kojarzy się nam z wiekiem lub kobietą w tym wieku. Dla żeglarzy termin ryczące czterdziestki to obszar oceanu wokół przylądka Horn, gdzie wieje bardzo silny wiatr, a pływanie na tym akwenie jest wyzwaniem dla najodważniejszych. W Yacht Clubie ‘Gryfia’ czterdziestka to typ jachtu. Jednostki wybudowali czterdzieści lat temu stoczniowcy - członkowie klubu. Nazwane zostały imionami książąt pomorskich (wg kolejności wybudowania): Ziemowit, Domasław, Warcisław, Racibor. Tak naprawdę konstrukcja łódki to Gryfia 24, a czterdziestka wzięła się z wielkości ożaglowania – 40 m2 . Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych czterdziestki stanowiły bazę dla obozów młodzieżowych pod żaglami prowadzonych przez Tadeusza Styżeja. To pierwsze stoczniowe jednostki, którymi wyruszyliśmy na otwarte morze. Z kolei z Portalem Miłośników Dawnego Szczecina „Sedina”zwiedzaliśmy wodne zakątki wokół miasta ważne w jego historii.
Poniżej krótka metryka żeglarska poszczególnych jednostek.
Ziemowit
Rok budowy: 1976
Najdłuższe rejsy: Szczecin-Świnoujście-Łeba-Ustka-Świnoujście pod dowództwem Emila Żychiewicza (1984)
Szczecin-Kilonia-Hamburg-Brunsbüttel–Szczecin pod dowództwem Zdzisława Paski (1985)
Rejs roku 2009: porty Danii i Szwecji (Kopenhaga, Ystad) pod dowództwem Damiana Choczewskiego
Jacht odbył rejs z młodzieżą z NRD (1985)
Sukcesy sportowe: Puchar Prezesa: 4 razy, Regaty Turystyczne: 3m (2razy),
Regaty Epifanes Trophy (3m) – 2013, Złote Runo - 2009
Domasław:
Rok budowy: 1976
Najdłuższe rejsy:
Rejs do Darłowa – pod dowództwem Anatola Łosia (1980)
Sukcesy sportowe:
Regaty Epifanes Trophy (2m) - 2015

Warcisław:
Rok budowy: 1976
Najdłuższe rejsy:
Rejs wokół wyspy Bornholm – pod dowództwem Olgierda Franckowskiego
Sukcesy sportowe:
Puchar Prezesa: 2 razy
Złote Runo - 2013

Racibor
Rok budowy: 1976
Sukcesy sportowe:
Nagroda za aktywność żeglarską
Jesienny rejs SYMEONA


Skład załogi to:
Piotr Marczewski – kapitan, Dariusz Wilk, Jerzy Padula, Tadeusz Styżej.


Z dużym uznaniem odnotowujemy jesienny rejs załogi Symeona, który odbył się w terminie 27 IX 2010 do 2 X 2010 na trasie: Szczecin – Trzebież – Zecherin – Wolgast – Krőslin –Świnoujście – Szczecin. Cała trasa liczyła 144 Mm i zajęła 27,8 godzin pływania. Rejs ten jest szczególnie godny uwagi, gdyż odbył się w nietypowym okresie (jesień – już po oficjalnym zakończeniu sezonu) i w bardzo trudnych warunkach pogodowych – duża siła wiatru i wysoki stan wody. Gratulujemy odwagi i zapraszamy na prezentację wybranych zdjęć.
Rejs z piaskiem w butach 2014-07-18 - 28
Jacht: Halwi; Długość trasy: ponad 200 Nm
Trasa: Łeba, Kołobrzeg, Kamień Pomorski, Świnoujście , Szczecin.
Wszyscy znają historie o kobietach za kółkiem...... ale co będzie jak "świeżaki" wybiorą się w rejs jachtem dalej niż na kwadrat ? Odpowiedź jest prosta - lądują na pustyni !! 

Po chwili drzemki wskazała nam właściwy kierunek. Po niecałych 4 godziny dreptania udało się dotrzeć w bardziej przyjazne i cywilizowane okolice.

Marina w Łebie co prawda ma aż 120 miejsc postojowych, chyba nieco więcej od naszej ?  Jak do tej pory jest to chyba najlepiej usytuowana i wyposażona marina (hotel, bar, restauracja, wi-fi, wielki parking itd.) w jakiej mieliśmy okazję przebywać.

Na pierwszy dzień plan jest ambitny: przejście Łeba - Kołobrzeg, dystans spory, więc punkt 0400 rano odmeldowujemy się na radiu u oficera dyżurnego i opuszczamy sympatyczny port w Łebie. Pierwsze 4 godziny płyniemy żółwim tempem (uczymy się pracy żaglami), twardo bez silnika. No cóż takie jest żeglarstwo… wszystkie szmaty rozwieszone i testujemy jak łapie wiatr spinaker bom.

Pływając poprzednim, zacnym jachtem Chepri nawet kajakarze byli dla nas niedoścignionymi demonami prędkości :) Halwi natomiast już pierwszego dnia nauczył nas dwóch nowych rzeczy:
* Po pierwsze 4 węzły wbrew plotkom to nie jest maksymalna prędkość jaką można osiągnąć na wodzie,
* Po drugie to plotki że po przekroczeniu 5 węzłów jachty po prostu rozpadają się
Elektrownia wiatrowa mmmm…. to wspaniały wynalazek bo czy może być coś piękniejszego niż świadomość że płyniesz za darmo i jeszcze darmo zasilaną masz lodówkę. Wieczorna nagroda za wytrwałą prace w postaci piwa będzie miała jedyną słuszną temperaturę ! Jacht wydaje się naprawdę płynąć jak zaczyna wiać, prędkość 7- 8 węzłów przy wietrze koło 5m/s. Przypomniała nam się historia opowiedziana przez sprzedającego, który mówił, że podobno to szybka łódź i nawet wygrała jakieś regaty (reklama dźwignią handlu ;), ale włożyliśmy tą historię miedzy bajki bo jak znamy życie to inne łodzie pewnie stały na kotwicach ;)
Po 12 godzinach hurrrra ląd !!! wita nas Kołobrzeg brakiem miejsc ;) ale za to załapaliśmy się na imprezę …..Ostatecznie znajdujemy miejsce przy kei u zaprzyjaźnionej Akademii Morskiej. Późnym wieczorem przyszedł czas na imprezę pod pokładem, gdzie królowały szanty, żarty i morskie opowieści, lał się rum... Piliśmy za tych co na morzu, a i za tych co na lądzie, bo nie wiedzą co tracą ;) Zmęczeni ale pełni nadziei na nowe przygody bladym świtem ruszamy dalej zostawiając za sobą bardzo towarzyski Kołobrzeg. Mimo iż flauta okropna, wieje nam może ‘jedynka’, płyniemy wytrwale, tak na silniku i przybliżając się powoli do celu a jest nim port w Dziwnowie. Dalej mijając już na pełnych żaglach Mrzeżyno, latarnie w Niechorzu, Rewal trochę się opalamy, jest ciepło!

O godzinie 14-tej minęliśmy most w Dziwnowie ufff zdążyliśmy i co… okazało się że i tu miejsca nie było, więc wykończeni, ale szczęśliwi ze zmęczenia, ruszamy do Kamienia Pomorskiego z nadzieją, że nowa Marina przyjmie i ugości
Jak wszędzie są równi i równiejsi - załoga chłodzi sie za burtą, dowódca ma swój prywatny basen.

Oto przykład przezornego i przygotowanego załoganta - ma wodę ( nie.. nie.. to nie ognista ). Oj przydała się przydała !!!!.

Jak widać niektórym pustynia służy, jeden z załogantów po usłyszeniu że ma dookoła siebie 130000 km2 plaży zaczął ze szczęścia bujać w obłokach.

Strach ma wielkie oczy a pustynia, ruchome wydmy to nie mój klimat… ale czarne okulary rozwiązują problem.
Podziwiamy widoki hmmm.. tylko co to ? Bałtyk to jednak nie zalew tu sie wszędzie nie pływa a już szczególnie nie w obszarach zamkniętych ....... no cóż uczymy sie całe życie.
Widok na Halwi z plaży w Rewalu ;)
A gdy nie bujało …był relaks w połączeniu z pracą, bo przy okazji można przecież wyprać środki ratunkowe.

16.00 Kamień Pomorski osiągnięty
powrót do spisu treści
KRED opływa kredowe wybrzeża wyspy Rugia
Wypłynięcie z portu w Międzywodziu nad Zalewem Kamieńskim do Wolina, dalej z Wolina Zalewem Szczecińskim do Ueckerműnde. Postoje w dwóch marinach:
- Marina Lagunenstadt (postój 9 Euro) na wskroś nowoczesna infrastruktura wyposażona we wszystkie media dla żeglarzy, ale brak przyjaznego klimatu (z balkoników apartamentów w tak dużym kompleksie hotelowym jesteś podglądany zewsząd jak zwierzyna na arenie w starożytnym Koloseum).
- Port Klubowy na rzece Uecker (postój 7 Euro) przyjazny dla 60-ek, spokój i sielskie widoki.
Ueckerműnde - Usedom
Krótki rejs (ok. 13 Mm) na zachodni cypel Wyspy Uznam tj. kurs na Mały Zalew Szczeciński, wąski przesmyk przechodzący na malownicze jezioro Usedom, po osadę rybacką Usedom. Głębokość toru wodnego na jeziorze to zaledwie 1,5 m. Usedom to mały port rybacki lekko nadszarpnięty zębem czasu NRD, ale na osłodę z letnią sceną teatralną na przystani. Postój w Usedom to 6 Euro, smaczne piwo butelkowe, w które można się zaopatrzyć u jedynego na tej przystani rybaka to wydatek 0,50 Euro. Miasteczko Usedom o tradycyjnej zabudowie dla osad rybackich, poza rozciągającym się na obrzeżach ogromnym Parkiem Natury Wyspy Uznam niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Usedom – Kotwicowisko
W pobliżu mariny w Karnin zniszczone podczas II wojny światowej podpory mostu kolejowego stanowią znak szczególny w krajobrazie tego miejsca. W niedalekiej perspektywie nastąpi odbudowa tego mostu, łącząc Wyspę Uznam ze stałym lądem. Kotwicowisko w małej zatoczce w cieśninie Der Strom to idealne miejsce na krótki wypoczynek i kąpiel w upalny dzień lipca 2010 r.
Karnin - Rankwitz
Przekroczenie mostu zwodzonego w Zecherin i kurs na Rankwitz. Marina w Rankwitz przy torze wodnym na Peene mała, ale bardzo przyjazna (postój 7 Euro z pełnym wypasem). Warto się skusić na świeże sałatki rybne dostępne w sklepiku na przystani , a także na spacer do schludnego cichego miasteczka Rankwitz (ok. 2 km).
Rankwitz - Wolgast
Krótki postój w Wolgast , w marinie za mostem zwodzonym po zachodniej stronie toru wodnego na Peene. Wypad na urocze uliczki Starówki, gdzie proces rewitalizacji starych kamienic trwa na dobre, zapewne wspomagany funduszami unijnymi. Dalej kurs na Krőslin.
Wolgast - Krőslin
Zasłużony postój w marinie w Krőslin po ok. 26 Mm rejsu z Rankwitz, w kosmicznym upale i na słabym wietrze (postój 9,80 Euro). Marina w Krőslin nad wyraz nowoczesna, ale w tle nijakie i senne miasteczko.
Krőslin - Stralsund
Kurs na Stralsund Zatoką Greifswaldzką dostarcza jak zwykle mocnych doznań z uwagi na bardzo rozwiniętą sieć komunikacji wodnej prowadzącą do wielu portów między innymi na Wyspach Uznam i Rugii... oraz stałym lądzie. Ogólne wrażenie z krótkiego pobytu w Stralsundzie, położonym tuż u brzegów Rugii nie pozostawia złudzeń, że Niemcy efektywnie korzystają ze środków pomocy unijnej. Malowniczo położony port żeglarski, w tle Starówka wpisana na listę UNESCO. Drobne niedogodności podczas zwiedzania Starówki związane są z pracami remontowymi na wielu obiektach i uliczkach tego miasta. Rezultaty tych prac są jednak widoczne - pięknie odrestaurowany Ratusz, imponujące gotyckie kościoły i wiele odświeżonych kamienic. Fantastycznie się prezentuje nowoczesne Oceanarium ze szkła i metalu wkomponowane w starą, ale zrewitalizowaną część Bulwaru nad Cieśniną Strelasund , nieopodal mariny. Wejście do Oceanarium, okupione bardzo długą kolejką do kasy, to tylko ? 14 Euro / osoba dorosła. Postój w marinie to wydatek 11,70 Euro - liczy się każdy centymetr jachtu.
Stralsund - Wyspa Hiddensee - Schaprode na Rugii
Próby zacumowania jachtu na Hiddensee w portach Neuendorf czy Vitte nie powiodły się. Lipcowe upały przywiodły na tą rajską wyspę wielu żeglarzy korzystających z dłuższego pobytu na Hiddensee. Atrakcyjność tego miejsca ma oczywiście przełożenie na koszty postoju tj. 15 Euro/dobę. Wydaje się to nieprawdopodobne, ale jeszcze podczas ostatniej długiej i ostrej zimy Hiddensee odcięta była od świata i mieszkańcy korzystali z pomocy transportu powietrznego. W planach przyszłorocznych nie damy za wygraną i skorzystamy z (nie) gościnności Hiddensee. Wobec powyższych okoliczności kurs na Schaprode na Rugii. Port promowy (między innymi rejsy do Hiddensee), w głębi nad rzeczką o głębokości ok. 3 m nowe drewniane pomosty, przy których cumują jachty można się delektować w upalne dni lipca sielskimi klimatami typowymi dla Rugii (między innym pastwiskami krów, owiec, danieli) za jedyne 8 Euro/dobę.
Schaprode - Sassnitz
Płynąc z Schaprode wokół północnego cypla Rugii trudno nie zauważyć przylądka Arkona i jego majestatycznych skał kredowych. Piękne widoki zapierające dech w piersiach. Płynąc dalej na południe wzdłuż wybrzeża wschodniego Rugii mijamy długie piaszczyste plaże zachęcające do kąpieli w szmaragdowej w tej części Bałtyku wodzie. Po ok. 31 Mm docieramy w końcu do celu tj. do portowego miasteczka Sassnitz. Wysokie nabrzeże, ogromny ruch promów, statków wycieczkowych i wszelkiej maści środków komunikacji wodnej kumulują ogromny hałas i zgiełk - to wrażenia nie z naszej bajki. Nowa profesjonalna marina w budowie, ku chwale nie mojej ojczyzny. Na osłodę tak umiarkowanych wrażeń w pamięci pozostanie malownicza panorama Sassnitz z pokładu jachtu "Kred", na którym dumnie powiewa proporczyk Yacht Clubu "GRYFIA".



... trudno nie zauważyć przylądka Arkona i jego majestatycznych skał kredowych. Piękne widoki zapierające dech w piersiach.


Marina Lagunenstadt

most zwodzony w Zecherin

przybijamy do Stralsundu

żaglowiec Gorch Fock
Z żeglarskim pozdrowieniem załoga jachtu "Kred".
powrót do spisu treści
Podnośnia statków w Niederfinow
Pomysł rejsu zrodził się w zeszłym roku. Chcieliśmy zobaczyć to, co znaliśmy jedynie z folderów i prospektów – nikt z naszych kolegów żeglarzy nie zapuszczał się wcześniej tak daleko w górę Odry.

Oto dziennik wyprawy.

6. czerwca 2010 godzina 21.00 – wyruszamy. Po zaopatrzeniu się w żywność, paliwo (silnikowe i nie tylko) oraz zdjęciu masztu wypływamy:
Andrzej Fedorko i Tadeusz Styżej – załoga jachtu Muszka.
Płyniemy na silniku w górę Odry mijając Pomorzany i Dziewoklicz. Po godzinie jesteśmy na Kanale Kurowskim. Tu mamy pierwszy nocleg.
Chowamy się szybko w kabinie przed ulewą i chmarą komarów.

7. czerwca 2010 – startujemy skoro świt. Śniadanie spożywamy w drodze, a przed południem dobijamy do kei miejskiej w Gartzu.
Zwiedzamy położone na lekkim zboczu małe, zadbane miasteczko.
Po godzinie ruszamy Odrą Zachodnią w górę rzeki i dalej wpływamy do kanału Odra Hawela, mijając po drodze Schwedt, Stolpe z malowniczo położoną na wzgórzu okazałą basztą starego grodu.
Dopływamy do pierwszej śluzy (Zachodniej) i po 15. minutach wpływamy. Jesteśmy sami. Podnosimy się około 1 metr. Po chwili płyniemy dalej spoglądając na ładnie położone na wysokich zboczach wioski i zabudowania, które dochodzą do samej wody. Trasa interesująca, ale brak jest miejsc do zacumowania (tereny prywatne). Po drodze widzimy tylko jedną przystań żeglarską.
Około 19.00 dopływamy do celu – podnośni w Eberswalde. Cumujemy w miejscu dla jednostek turystycznych i jemy posiłek. W międzyczasie otrzymujemy sygnały świetlne i dźwiękowe (również po polsku!) zapraszające do wpłynięcia. Zostawiamy tę atrakcję do następnego dnia.

8. czerwca 2010 - rano wpływamy do dużej wanny na podnośni. Oprócz Muszki nie ma żadnej innej jednostki pływającej. Nagle wzlatujemy na wysokość 36 metrów! Strach spoglądać w dół,
bo jesteśmy powyżej czubków drzew. Widok zapiera nam dech w piersiach… Po chwili wpływamy do kanału, którym bezpośrednio, bez przeszkód można dopłynąć do Berlina. Robimy krótki postój i… zawracamy. Musimy wszystko przeżyć jeszcze raz. Tym razem Muszka leci w dół w towarzystwie pchacza i barki. Miękkie lądowanie i płyniemy w kierunku śluzy wschodniej. Wzniesienie się na 2 metry nie robi już na nas wielkiego wrażenia.
300 metrów za śluzą docieramy do Odry i kierujemy się w stronę Szczecina. Po drodze między Cedynią a Piaskami mijamy kopalnię żwiru.
Za Widuchową ukazują nam się flisacy, którzy spływają do Szczecina. Około 16.00 na wysokości elektrowni Dolna Odra zatrzymujemy się na noc.

9. czerwca 2010 z samego rana ruszamy w kierunku Szczecina, zatrzymując się w Gryfinie dla uzupełnienia zapasów. O 15.00 meldujemy się na przystani po pokonaniu około 100 Mm.
Przez całą drogę mieliśmy słoneczną pogodę, a co za tym idzie - również dobre humory. Wszystkich zainteresowanych pływaniem w kierunku Berlina informujemy: przy każdej śluzie są oznakowane miejsca przeznaczone na oczekiwanie jednostek turystycznych o możliwości wpłynięcia informują sygnały dźwiękowe i świetlne (koloru zielonego) wszystkie śluzy są bezpłatne.
Podnośnia znajduje się na kanale Odra-Hawela w pobliżu miejscowości Niederfinow. Zbudowana została w latach 1927-1934 kosztem 27,5 miliona ówczesnych marek niemieckich.
Na budowę tego zdumiewającego urządzenia zdecydowano się w celu przyspieszenia żeglugi utrudnionej bardzo dużą różnicą poziomów dróg wodnych - różnica między górnym a dolnym odcinkiem kanału wynosi 36 metrów. Wysokość podnośni wynosi 60 metrów, długość 94 metry, szerokość 27 metrów, a czas podniesienia lub opuszczenia statku wynosi 5 minut.

Z dziejów kaszlaka
Chcąc wyruszyć w daleki rejs oprócz wykwalifikowanej, nastawionej pozytywnie do życia załogi, jacht powinien posiadać żagle, sprzęt ratunkowy, wymagane papiery i… silnik. Teoretycznie nasza jednostka spełniała te wszystkie wymagania. Teoretycznie.
Ami był wyposażony w silnik typu "Wietierok" - cudo radzieckiej techniki... Fizycznie - silnik był, praktycznie - nie dość, że wyglądał "oryginalnie" to i pracował bardzo, bardzo "oryginalnie" - wtedy, gdy chciał...
Sam rozruch silnika - to było coś! Kapitan nawijał sznurek na bęben, w tym czasie reszta załogi chowała się w kajucie... Później silne pociągnięcie, drugie, trzecie, siódme - i silnik zaskakiwał! Najpierw małe obroty, później się rozkręcał... Pracował sobie około godziny i robił "sjestę". Nie pomagało nic: szarpanie, regulacja obrotów, nic!
Czasami bywało lepiej - gdy dotykała go czuła dłoń I-go mechanika (Roberta - awansował już podczas pierwszego rejsu!). Po godzinnym głaskaniu, przedmuchiwaniu, rozkręcaniu śrubek - nagle odzyskiwał wigor i płynęliśmy, płynęliśmy (około godzinki).
Nasz silnik miał wyraźną niechęć do mostów - gdy te się otwierały (na 15 minut) - on gasł... My łapaliśmy pagaje (czytaj: wiosła) i cudem udawało nam się przepłynąć... Pod mostami - zawodził nas stale...
Kaszlak - tak nazywaliśmy go - często też płakał - paliwo wylatywało nie wiadomo skąd i dlaczego; za nami pojawiała się barwna plama...
Inni żeglarze z zazdrością spoglądali na nas - każdy chciał z bliska zobaczyć to cudowne zjawisko.

Izabela Kłosowska
powrót do spisu treści
Jak zmierzyć siłę wiatru
Podczas różnych spotkań (w szczególności przy podsumowaniu sezonu) dużo dyskutujemy o tym, w jak ciężkich warunkach przyszło nam żeglować. Być może proponowana alternatywna skala Beuforta ujednolici i uprości określanie siły wiatru (z dużym pożytkiem dla morskich opowieści).
0 cisza - żagle zwisają swobodnie, ster radzi sobie sam.
1 słaby powiew - żagle zaczynają lekko ciągnąć. Jeżeli poluzujemy wszystkie szoty, ster w dalszym ciągu da sobie sam radę.
2 słaby wiatr - żagle żywo łopoczą i łódka dryfuje bokiem na zawietrzną. Szoty trzeba niestety wybrać i złapać za ster. Wypełnianie się żagli powoduje przechył łódki, tak więc skrzynkę z piwem należy schować do kokpitu.
3 łagodny wiatr - piwo nie chce już stać samodzielnie, należy je podeprzeć lub trzymać w ręku.
4 umiarkowany wiatr - puste butelki taczają się w kokpicie, należy je zablokować na jednej z burt.
5 świeży wiatr - wszystkie piwa chłodzone za burtą należy wybrać na pokład.
6 silny wiatr - nikt nie powinien być odpowiedzialny za więcej niż jedno piwo (jednocześnie).
7 bardzo silny wiatr - skrzynka z piwem nabiera tendencji do skakania po kokpicie. Należy oddelegować osobnika do siedzenia na niej.
8 gwałtowny wiatr, sztorm - w dalszym ciągu butelkę może otworzyć pojedyncza osoba. Pojawiają się trudności z trafieniem butelka do ust.
9 wichura, silny sztorm - butelkę należy trzymać obiema rękami. Tylko wyćwiczone osobniki potrafią samodzielnie zdjąć kapsel.
10 silna wichura, bardzo silny sztorm- Do odkapslowania potrzebne są dwie osoby. Ciężko trafić butelką do ust. Przypadki wybijania pojedynczych zębów.
11 gwałtowna wichura, gwałtowny sztorm - piwo ma tendencję do wypieniania się z butelki. Bardzo trudno pić ze względu na łopotanie warg i zębów.
12 huragan - wszystkie otwarte butelki wypieniają się. Picie niemożliwe. Zakaz otwierania butelek (tymczasowy).

Według książki Jespera Asmussena Żeglarskie pieśni i historie fantastyczne wyd. Paludan. powrót do spisu treści
Węzły żeglarskie
Żeglarska ballada
Władysław Wieczfiński
(melodia kowboya Zuzi)
Opowieść ta o żaglach jest,
Ognisku, winie, śpiewie,
O wietrze, który żagle rwie,
O szantach na zalewie.

Lubczyna portem małym jest,
Gdy wchodzisz tam uważaj !
Przy wejściu na dnie kamień jest
-zwłaszcza na niego zważaj!

Jak walniesz kilem, to ho ho, *1
Aż jacht ci się zatrzęsie,
Potem kotwicą ściągasz go,
Aż bolą wszystkie mięśnie.

Gdy wejdziesz tam to cumy rzuć,
I przywiąż fest do beli, *2
Patrzysz, załogi nie ma już,
Na piwko polecieli.

Bo knajpa tam w Lubczynie jest,
(kelnerka też niczego),
-Pamiętaj jednak nie spij się,
idź tylko na jednego.

Lub, gdy cię mocno męczy kac,
To możesz piwka popić.
Nie upij jednak znowuż się,
Bo możesz się utopić.

A potem cumy z beli zrzuć,
I znowu rusz na Dąbie.
(przy wyjściu znów uważaj fest),
bo znowu w kamień rąbniesz.

Teraz na Kwadrat skieruj się,
Ognisko tam rozpalisz,
I patrząc w ognia ciepły blask
Ilicza żizń zachwalisz. *3

Lecz zanim w Świętą wpłyniesz to,
Rozejrzyj się dokoła,
Tam Majka w kanał wpływa też, *4
I o holunek woła.

Ta Majka to jest fajna łódź,
Jest szybka, no i zwrotna,
(lecz słuchy wokół krążą też,
że czasem jest wywrotna).

*1 - Dotyczy to naszych „czterdziestek „ , których zanurzenie wynosi około 180 cm.
*2 - Piosenka ta powstała 18 lat temu, a wtedy jeszcze w Lubczynie nabrzeże było wzmocnione drewnianymi, mocno już spróchniałymi belami.
*3 - Dotyczy dość żartobliwej piosenki o Leninie.
*4 - Majka - mieczowa żaglówka klasy Zefir ( bez silnika ), dlatego też często rzucaliśmy cumkę na jakąś chętną czterdziestkę, która nas holowała do przystani przy Jachtowej lub przy Wulkanie.
powrót do spisu treści
Morskie opowieści

Kiedy rum zaszumi w głowie
Cały świat nabiera treści
Wtedy człowiek słucha chętnie
Morskich opowieści...
Wszyscy żeglarze (i nie tylko oni) doskonale znają słowa przytoczonej we fragmencie pieśni. A większość nie wyobraża sobie żeglarskich spotkań bez morskich opowieści. Przekazywane z dziada pradziada często nabierają kolorytu, a nawet urastają w niestworzone historie. Może trochę pływamy dla tego klimatu. Bo w każdym rejsie dzieje się coś ciekawego. Oto fragment dziennika jednej z wypraw...
Dzień pierwszy
Na przystani w Stralsundzie stawia się w komplecie załoga jachtu Ami: Jacek - kapitan, Piotr - I oficer, Iza II oficer (cook), Bobas - radiooperator i dyżurny fotograf oraz Robert - ze stopniem honorowym - wędkarz. O godzinie 15.00 wymieniamy poprzednią ekipę żeglarzy. Jest to typowa wymiana osobowo-towarowa - jacht typu Carina dostajemy pozbywając się dwóch samochodów osobowych marki Fiat 126p (używanych).
O 15.30 stawiamy po raz pierwszy nasze stopy na jachcie i zaczynamy upychać bagaże, co nie jest łatwe ze względu na ponadnormatywny stan osobowy. Bardzo niekorzystny kurs złotówki w stosunki do marki niemieckiej powoduje, że od godziny 16 następuje ukrywanie się przed Hafenmaistrem (pierwsze i nie ostatnie w tej wyprawie), w celu uniknięcia uiszczenia opłat pozostawionych nam w spadku po poprzedniej załodze.
Wieczorem urządzamy partyjkę brydża. Jest dość spokojnie i cicho, jak na temperamenty brydżystów. O godzinie 23.00 pięcioosobowa załoga czteroosobowego jachtu udaje się na spoczynek - odpowiednio wcześniej zadbaliśmy o nadbagaż w postaci jednej osoby i przycięliśmy deski - mające imitować łóżko dla niej.
Dzień drugi - niedziela
Dość rano - 7.30 - pobudka. Nasz niezawodny budzik - Bobas - stawia załogę na nogi, zatem udaje się nam zdążyć na otwarcie mostu (na świat). Wyruszamy w trasę do Breege - miasteczka na Rugii nieopodal Arkony. O godzinie 12.00, łódź prowadzona przez Niemca wymusza na nas pierwszeństwo przepływu(?).
Bobas, który nie zna języka niemieckiego, ani migowego (za dobrze) - po szybkiej wymianie zdań tłumaczy sobie, że jesteśmy zaproszeni na 1/2 litra, w związku z czym skręca w prawo na imprezkę - i zręcznie wprowadza jacht na mieliznę. Na szczęście walka o powrót na głęboką wodę jest krótka i kończy się pełnym sukcesem. Przy pomocy 3 metrowego drąga - zastępcy bosaka, opanowujemy sytuację i spychamy się na większą głębokość.Kontynuujemy podróż bez przeszkód do godz. 16.00, kiedy to dopływamy do przystani w Breege. Około 17 idziemy na plażę poopalać się wiatrem; zajmujemy dwa kosze i odpoczywamy po przeżyciach dnia...
Dzień trzeci
Dzisiaj naszym celem jest Arkona. Przed opłynięciem tego przylądka drogą morską dochodzimy do wniosku, że warto zobaczyć, jak z niego wygląda Bałtyk. Mimo niewielkiej odległości do Arkony (8 km) postanawiamy, że najszybciej i najłatwiej dotrzemy tam rowerami. Czy najłatwiej? Niestety, nie dla naszego II oficera, który dopiero teraz dochodzi do wniosku, że dobrze byłoby posiąść umiejętność jazdy na pedałowym wehikule! Po kilku nieudanych próbach dosiadania nieokiełznanego rumaka rower wraca do wypożyczalni.
W dalszej trasie bardzo trudne chwile przeżywa Robert i bagażnik jego roweru, na którym siedzi Iza. Nawiasem mówiąc, trwałe odkształcenia bagażnika (a nietrwałe tego, co na nim siedziało) zmuszają nas przy kolejnych eskapadach do szukania pojazdu klasy tandem. Po drodze na Arkonę mijamy starą osadę słowiańską - Wittow ze skansenem złożonym z kilku domków krytych strzechą i zabytkową kapliczką. Niestety sama Arkona nas rozczarowuje: latarnia jest zamknięta dla turystów, a z dostępnej dla zwiedzających, stojącej obok - niższej wieżyczki widoki są przeciętne. Wracamy trochę zawiedzeni.
O 14.30 wypływamy do Ralswiek. Podróż mija bez przygód, a gdy przybijamy do celu - wita nas miejscowy Hafenmeister - z wyciągniętymi rękoma i... kwitem na 6 marek. Po obejrzeniu pobliskiego parku dendrologicznego, z rzadkimi okazami drzew, wieczorem udajemy się na spektakl (na otwartej przestrzeni) pt.: Jak zostać piratem.

Izabela Kłosowska
powrót do spisu treści